ONE

— Kochanie, zaraz spóźnisz się na pociąg! – krzyknęła donośnie moja rodzicielka, że aż usłyszałam ją z kuchni na dole. – Chyba nie chcesz się spóźnić w pierwszy dzień? Zaraz muszę odwieźć Cię na dworzec, więc pośpiesz się!
—Spokojnie, zaraz zejdę! – odkrzyknęłam ze swojego pokoju.
  Byłam lekko poddenerwowana rozpoczęciem nauki w nowym miejscu oraz zamieszkaniem z innymi uczącymi się tam dziewczętami w jednym akademiku, a nawet pokoju. Nie potrafię szybko nawiązywać znajomości, wolę żeby druga strona podjęła inicjatywę. Przez miesiąc po zamieszkaniu w nowym miejscu, zupełnie nie mogłam się odnaleźć w nowym otoczeniu. Jedynymi osobami z którymi rozmawiałam w tym czasie byli moi rodzice i sąsiadka z domu obok, którą spotkałam przez przypadek w drodze do pobliskiego sklepu po potrzebne składniki na obiad, już w pierwszy dzień po przyjeździe.
  Była odrobinę młodsza ode mnie, ale nie przeszkodziło mi to, żeby się z nią zakolegować. Kiedy pierwszy raz się jej przyjrzałam, od razu urzekły mnie jej piękne, kasztanowe włosy, które były lekko rozwiane przez wiatr oraz niebieskie, jak niebo oczy, które uśmiechały się do wszystkich. Pozazdrościłam jej tych atutów. Moje są nijakie, zwykłe, szare. Przedstawiła się jako Łucja. Była dość zakręcona. Gadała jak najęta, nie dając dojść mi do słowa, jednakże nie byłam przeciwna temu, żeby to ona mówiła. Zrobiła na mnie dosyć dobre wrażenie swoją osobą, więc nie byłam już tak do końca samotna w mieście.
  Spakowałam resztę przygotowanych rzeczy i byłam już gotowa do wyjścia. Ostatni raz spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam w miarę dobrze, mimo tego obrzydliwego bordowego mundurka, który karzą mi nosić w nowej szkole. Lekko poprawiłam moje płowe włosy, złapałam za uchwyt mojej torby, wzięłam ostatni wdech i ruszyłam w stronę drzwi. Mama czekała już zniecierpliwiona na dole. Tylko popatrzyła na mnie z politowaniem, na pewno musiała zauważyć, że się denerwuję.
  Kiedy już wpakowałyśmy bagaż do naszego auta, które przez wojnę nie było w najlepszym stanie, usiadłyśmy na miejscach w jego środku i ruszyłyśmy. Droga zajęła nam conajmniej piętnaście minut. W tym czasie zdążyłam zjeść kanapki, które przygotowała mi na śniadanie. Zaparkowałyśmy na miejscu do tego przeznaczonym, ówcześnie zabierając z bagażnika moje rzeczy, a następnie ruszając w stronę budynku dworca.
  Zeszłyśmy schodami na dół, nasz wzrok powędrował na sporą grupkę ludzi, ułożoną w okrąg. Nagle usłyszałam krzyki kobiety.
—Edek! Jak ty się zachowujesz? Zostaw go! – dobrze znałam ten głos, szczególnie, iż słyszałam go przez poprzednie dwa miesiące wakacji. – Piotrek zrób coś!
  Od razu podeszłam do owego zbiegowiska. Przebijając się się przez innych, znalazłam się blisko bójki. Już miałam zareagować, kiedy ręka nieznanego mi chłopaka, zbliżyła się wyjątkowo blisko twarzy piegowatego, znajomego mi z widzenia, brata mojej koleżanki, lecz wyprzedził mnie wysoki, złotowłosy blondyn. Złapał rodzeństwo za rękę i wyprowadził z koła. Odprowadziłam ich jeszcze wzrokiem, do momentu kiedy znaleźli się przy siostrze, Zuzannie, o której dużo mówiła mi Łucja. Przypomniało mi się, że zgubiłam w tyle mamę i od razu ruszyłam w stronę, gdzie ostatni raz ją widziałam. Odnalazłam ją rozmawiającą z inną matką, na temat mi nie znany.
  Powoli zbliżała się godzina odjazdu pociągu. Pożegnałam się z rodzicielką, mówiąc, że dam sobie radę i zapewniłam o przyjeździe na święta, ponieważ była zaniepokojona, że będę tak daleko od domu. Po tym, jakże długim pożegnaniu, odnalazłam w tłumie Łucję oraz jej rodzeństwo. Jako iż, chłopcy mieli swoje miejsca w innym miejscu, musieli iść na drugi koniec pojazdu. Ostatni raz przed pójściem w dwie inne strony, przyjrzałam się brunetowi, Edmundowi. Miał zmierzwione włosy, a z rany na wardze, nie leciała już krew, jak przedtem. Wyglądał bardzo przystojnie, nawet z uszkodzonymi ustami, prezentował się idealnie.
  Wcześniej tylko czasem przyglądałam mu się z daleka, przez okno w pokoju, z którego bardzo dobrze widać ich podwórko. Najczęściej był tam z bratem, żeby pograć w piłkę. Nie chcąc zakłócać ich prywatności, po chwili odchodziłam. Od razu szatyn mnie zaintrygował, ale bałam się chociażby coś do niego powiedzieć. Co jeśli, by nawet nie chciał ze mną rozmawiać? Czułabym się, wtedy głupio i trudno by mi było, później na niego spojrzeć.
  Najwyraźniej zauważył, że się na niego gapię, ponieważ przeniósł swój wzrok na mnie. W tym momencie, na pewno zrobiłam się czerwona. Spuściłam wzrok na swoje buty.
  Zadecydowaliśmy się, już zająć swoje miejsca w przedziałach. We trzy, odchodząc pomachałyśmy w ich stronę i udałyśmy się do środka. Od razu odnalazłyśmy wolne miejsca i usadowiłyśmy się na nich. Nasze bagaże powędrowały na półki nad naszymi głowami. Wszystkie zaczęłyśmy rozmawiać razem z dwoma innymi dziewczynami, siedzącymi na przeciwko nas. Mnie, na początku przyszło to z trudem, ale później się rozluźniłam w ich towarzystwie. Owe dziewczyny miały na imię Klara i Julia. Były w moim wieku, czyli w tym roku skończyły piętnaście lat.
  Nie można nie było zauważyć, że młodsza z sióstr po jakimś czasie lekko przygasła. Tylko siedziała po mojej lewej i patrzyła w okno, zamyślona.
— Czy coś się stało? – lekko położyłam swoją rękę na jej ramieniu.
— Na pewno widziałaś jak mój brat pobił się z tamtym chłopakiem. – odpowiedziała ze smutkiem w głosie – To był nasz kuzyn, Eustachy.
— Czy to coś zmienia, że jest z waszej rodziny? – byłam ciekawa, dlaczego szatynka tak się przez to zasmuciła.
— Oczywiście, że zmienia. – popatrzyła na mnie i dziewczyny słuchające naszej rozmowy, w tym na siostrę, która wyglądała jakby wiedziała o co jej chodzi. – Eustachy Klarencjusz Scrubb, nie straciłby okazji, żeby naskarżyć się naszej cioci na Edmunda. Od zawsze go nienawidził, najbardziej z naszej czwórki. Sami nie wiemy, również czemu.
— Nadal nie rozumiem. Co by mogła zrobić jego mama, gdyby się dowiedziała o bójce? – spytała blondynka o niebieskich oczach, Klara.
— To jej syn zaczął to wszystko, a nie nasz brat, ale ona nigdy nie zauważa jego nawet najmniejszej winy, więc gdyby się dowiedziała, że rzekomo go pobił to miałby przechlapane – tym razem odezwała się najstarsza z nas, Zuzanna.
—Przepraszam, że zadajemy tyle pytań, ale co tak właściwie się tam stało? O co się pokłócili? – Julia zadała pytanie, na którym najbardziej mi zależało.
— Powiedział, że jesteśmy tylko zbędnym balastem u nich w domu. – smętnym wzrokiem spojrzała na swoje palce. – I... nie, raczej nie powinnam tego mówić. Zapomnijcie.
  Zrozumiałyśmy to, bo każda rodzina ma jakieś tajemnice i nie chce się nimi dzielić ze wszystkimi. Sama miałam ich parę.
— Nie martw się na zapas, dopiero zaczął się rok szkolny. Po prostu nie myśl o tym. – rzekłam z pocieszającym uśmiechem na twarzy.
— Dziękuję, że mnie pocieszyłyście.
— Zawsze do usług. – odparłyśmy ze śmiechem.
  Powoli zbliżaliśmy się na stację, która na całe szczęście znajdowała się blisko szkoły oraz akademików, więc nie musieliśmy tyle targać za sobą naszych bagażów.
  Tłum był ogromny, ledwo co się przepchałyśmy do wyjścia. Kiedy już wyszłyśmy, w oczy rzucił mi się wysoki mężczyzna oraz niewiele niższa kobieta. Próbowali uspokoić nastolatków, którzy z podekscytowania, chcieli wbiec na schodki i dostać się już do swoich pokoi, które swoją drogą nie były jeszcze ustalone. Po dłuższej chwili udało im się i w końcu mogli nas zabrać do głównego budynku. Po drodze zdążyłyśmy się przyjrzeć całemu obszarowi.
  Cała budowla , widocznie niedawno odmalowywana, na kolor taki sam jak nasze obrzydliwe mundurki, była wielka. Po obu jej stronach stały dwa mniejsze, tak samo pomalowane. Wszędzie dookoła rosły najróżniejsze kwiaty i drzewa, dodające pewnego uroku temu miejscu.
  Przy okazji opiekunka naszego internatu, pokazała nam co i jak. Okazało się, że lekcje zaczną się dopiero za trzy dni, ponieważ dzisiaj jest piątek. Kiedy już doszliśmy na miejsce spotkania z dyrektorem placówki, w dużej sali, prawdopodobnie naszej stołówce, stał niski, wyłysiały pan ze szczerym uśmiechem na ustach.
  — Witajcie nowi jak i starzy uczniowie, w naszej szkole! Razem z innymi nauczycielami mamy nadzieję, że te dziesięć miesięcy, będzie dla was wyjątkowo udane. Ja nazywam się Korneliusz i jestem tutaj dyrektorem, ale także uczę tu historii. – przedstawił się profesor. – Zasady są proste, i proszę ich przestrzegać. Po pierwsze, nie wychodzimy z pokoi po godzinie jedenastej, Chłopcy nie mogą wchodzić do damskich pokoi po godzinie ósmej wieczorem, a najważniejsze, uczcie się pilnie! – odparł z uśmiechem. – A tutaj jest coś na co wszyscy, na pewno czekali. Zapisy na listy do dormitoriów, ale to dopiero wyjaśnią wam wasi opiekunowie. To wszystko z mojej strony, miłego weekendu życzę!
  Wszyscy, na raz zaczęliśmy klaskać w dłonie. Pan Dyrektor, wydaje się być bardzo miły. Myślę, że już go lubię. 
— Dziewczęta, proszę za mną! – obudziła mnie po chwili rozmyślania o nowej szkole, kobieta zajmująca się nami. – No już, nie ociągać się!
  Jak jeden mąż, złapałyśmy za walizki i ruszyłyśmy za nią. Dokładnie przed drzwiami, zatrzymała się, chcąc coś powiedzieć.
— Ustawcie się, proszę w czwórki lub piątki, tak jak chcecie mieszkać ze sobą. – Cała nasza grupka ustawiła się jako pierwsza, mając nadzieję na szybkie dostanie się już do środka.
  Od razu po zapisie, dostałyśmy klucze, lecz najpierw wytłumaczyła gdzie, co, jak oraz oznajmiła, że nasze plany lekcji są powieszone na tablicy w środku. Na szczęście miałyśmy pokój na parterze, więc nie musiałyśmy czołgać się po schodach, jak niektóre dziewczyny.
— To jest nasz pokój? – stałyśmy w drzwiach oniemiałe. – Jest idealny! Biorę łóżko przy oknie! – wykrzyknęła radośnie Łucja.
  Szczerze, myślałyśmy, że będzie to rudera, lecz rzeczywiście, był on nie najgorszy. Ściany nie były koloru tego, mdłego bordowego, tylko jasnego błękitu, duża, pojemna szafa, do której mogłybyśmy wszystkie naraz wejść oraz pięć drewnianych łóżek, stojących niedaleko siebie. Podłoga drewniana, koloru prawdopodobnie kasztanowego. Na ścianach wisiały kolorowe obrazy i nieduży zegar, wskazujący godzinę dwunastą.  Najbardziej zauroczona nim, była oczywiście najmłodsza, która latała po pokoju jak opętana.
  Kiedy już Zuzannie udało się ją uspokoić, zabrałyśmy się za rozpakowywanie rzeczy i wkładanie ich na półki oraz wieszaki. Dla każdej były po trzy półki i sześć wieszaków, więc bez problemu zmieściłyśmy się. Kiedy już skończyłam, a reszta jeszcze układała ubrania, postanowiłam zabrać się za książkę, którą niedawno zaczęłam czytać. Przeszkodziło mi, jednak pukanie w drzwi, przez które musiałam przerwać swoją lekturę.
_________________________________________________________
Witajcie wszyscy, w moim nowym fanfiction o Edmundzie Pevensie! Jeśli chodzi o rozdziały, to będą one podobnej wielkości co ten (czyli około 1500-1600 słów) i jeżeli mi się uda to co tydzień. Z góry przepraszam za wszystkie błędy i powtórzenia. Narazie ten rozdział był lekko, może nudnawy, ale to dopiero początek. Mam nadzieję, że się wszystko spodobało i, że dasz gwiazdkę :) jeonubias

Komentarze